Większość klientek nawet się nie zorientuje, jeśli w paczce nagle będzie 46 tabletek do zmywarki, a nie 48 jak dotychczas, albo że w składzie mydła nagle znajdzie się jakiś podejrzany tani wypełniacz jak talk, żeby tylko ciąć po kosztach. O mlekach roślinnych zawierających coraz więcej wody i coraz mniej roślin nie wspomnę. Rekiny marketingu głowią się jakby tu opchnąć
mniejszy produkt za tę samą cenę, ale tak, żeby nie narobić marce kłopotów wizerunkowych i nie stracić klientek. Jednym ze znanych sposobów jest wklęsłe denko w słoiczku z masłem orzechowym, albo (uwaga hit!) jogurt, który ma dokładnie taki sam pojemniczek jak wcześniej, ale jest w nim o 10 gramów mniej jogurtu. A na wieczku napis: "
Teraz więcej miejsca na twoje ulubione dodatki". Znaj łaskę pana. 🤡
Niestety to nie koniec inflacyjnej szopki. Pokłosie pandemii to kolejna głowa wyrastająca z inflacyjnej hydry:
skimpflacja. Czy też po polsku SKNERFLACJA xd
Skimpflacja is the new inflacja.
Skimplation to nowy termin ukuty z połączenia
inflation i
to skimp – skąpić, sknerzyć. Zgadniesz na czym polega? To spadek jakości usług przy zachowaniu tej samej ceny.
Doświadczasz skimpflacji za każdym razem kiedy czekasz ponad godzinę na dowóz pizzy, bo pizzeria musiała zwolnić jednego z dostawców, żeby móc wypłacić się swoim pracownikom, zapłacić za produkty i utrzymać dotychczasowe ceny. Kiedy lecisz samolotem, a na pokładzie są tylko dwie osoby z personelu pokładowego, bo na trzeciej linia lotnicza przyoszczędza, więc zapomnij o kocyku, czy ciepłej herbatce kiedy tylko chcesz.
Ciągnąc temat linii lotniczych, mogą
skimpflacyjnie wprowadzać nowe "klasy": coś, co kiedyś było klasą "standardową" i kosztowało x teraz jest klasą "komfort" i kosztuje 2x. A za x dostaniesz bilet w klasie "super wczesny oszczędniś sknera" bez walizki, kawy i posiłku. Będzie też klasa "zostaje mi zbyt dużo miesiąca na koniec wypłaty" gdzie ludzie lecą na stojąco, trzymając się liny, a do łazienki można tylko na siku. I ludzie za to zapłacą. Bo jest w tym wszystkim jeden wielki nierozwiązany problem:
Pensje nie rosną razem z inflacjąAlbo inaczej: rosną, ale nie według prawa. W niektórych krajach i w niektórych firmach są zapisy o kompensacji inflacji – pracodawczyni automatycznie podnosi pensję o procent stopy inflacji.
Ale jest to obusieczny miecz, bo w tych krajach inflacja wpływa też na koszt najmu, który jest automatycznie podnoszony o wysokość inflacji. A ceny produktów nadal rosną.
W Polsce nie ma modelu kompensacji inflacji. Więc jeśli inflacja galopuje, piątak nie starcza już na pieczywo, co wtedy robi pracownica?
Oczekuje podwyżki. Są dwa scenariusze według których mogą się rozegrać negocjacje:
1. Jeśli rosnącym cenom towarzyszy niskie bezrobocie, pracodawczynie nie mają wyjścia i ostatecznie
zgodzą się na podwyżki (bo ciężko im będzie znaleźć kogoś "tańszego" na to miejsce). Będą jednak chciały za wszelką cenę przerzucić wzrost kosztów funkcjonowania firmy (powstały wskutek wymuszonego sytuacją wzrostu płac) na nabywczynie finalnego dobra, czyli konsumentki. Jednak pracownice również są konsumentkami, zatem na uzyskanych podwyżkach zyskają niewiele – ich płace wzrosły, ale cena pączka również. Co zatem zrobią? Poproszą o kolejną podwyżkę, a pracodawczynie z kolei będą chciały zneutralizować wzrost kosztów kolejną podwyżką cen produktów. "W ten sposób powstaje mechanizm, który nazywa się
spiralą cenowo-płacową, prowadzący nieuchronnie do trwałego przyspieszenia inflacji, która może przerodzić się w hiperinflację." 🏴☠️
2. Jeśli bezrobocie jest wysokie, pracownice nie dysponują kartą przetargową pt. "nikogo tańszego na moje miejsce nie znajdziesz". Rosnące ceny powodują spadek siły nabywczej ich dochodów, a jednocześnie
ograniczają w znacznym stopniu ich żądania płacowe (jest wiele "osób które mogą je zastąpić", więc podwyżki są przyznawane tylko najbardziej zasłużonym pracownicom). "Oznacza to, że koszty pracy maleją, co skłania pracodawczynie do zwiększenia popytu na pracę i – w efekcie – wzrostu zatrudnienia i produkcji, co powoduje z kolei spadek poziomu cen dóbr i wzrost siły nabywczej dochodów pracownic." I inflacja zwalnia.
Kierunek, w którym podąża inflacja jest zatem zależny od innych czynników na rynku towarów i pracy, a także od ewentualnej ingerencji rządowej czy banku centralnego. Może się wydawać, że my same mamy na nią znikomy wpływ.
Nic bardziej mylnego.✨tutaj płynne przejście do mojej agendy✨
Jednym z głównych czynników wpływających na krajową gospodarkę, a zatem też na tempo inflacji, są poczynania rządu, złożonego z polityczek partii, które MY wybieramy.
Rząd nie ma żadnych własnych pieniędzy – cały hajs w budżecie jest NASZ i zostaje rozdzielony według widzimisię polityczek, które MY wybieramy.
Więc je wybierzmy. Będę o tym przypominać do upadłego: kolejne wybory są za niecałe dwa lata. Głosujmy. 🌈